Uwaga! Trwają prace nad nową wersją serwisu. Mogą występować przejściowe problemy z jego funkcjonowaniem. Przepraszam za niedogodności!
⛔ Potrzebujesz wsparcia? Oceny CV? A może Code Review? ✅ Dołącz do Discorda!
Gość: Natalia Florek – kim jest i czym się zajmuje
Czy możesz się przedstawić i powiedzieć, czym się zajmujesz?
Trend przemian branżowych. Zjawisko zmian zawodowych
Czy zauważasz, że obecnie ludzie chętniej się przebranżawiają? Jeśli tak, to skąd się to bierze?
Popularne branże na celowniku. Kierunki przebranżowienia
Czy widzisz jakiś trend: czy jest jakaś branża, do której „migruje” teraz najwięcej osób? Nie zdziwię się, jeśli to będzie IT.
Decyzja o zmianie branży. Co dalej
Załóżmy, że jedyne, co wiemy, to to, że nie chcemy dłużej pracować w naszej branży. Mamy więc impuls do zmiany. Co dalej?
Kryteria wyboru nowej branży. Stanowiska do rozważenia
Czym kierować się przy wyborze nowego zajęcia? W samej branży IT jest duża różnorodność stanowisk. Skąd mamy wiedzieć, które jest dla nas odpowiednie?
Metody zdobywania nowych kwalifikacji. Plusy i minusy różnych rozwiązań
Dróg na zdobywanie nowych kwalifikacji jest co najmniej kilka: samodzielna nauka, zorganizowane kursy (w IT nazywane często bootcampami) albo nauka 1:1 z tzw. mentorem. Czy polecasz albo odradzasz jakieś konkretne sposoby? Jakie są plusy i minusy tego typu rozwiązań z Twojej perspektywy?
Profesjonalna pomoc w planowaniu kariery. Rola doradztwa zawodowego
Kiedy powinniśmy zastanowić się nad skorzystaniem z profesjonalnej pomocy przy planowaniu ścieżki naszego przebranżowienia i czego po takiej pomocy możemy się spodziewać?
Zdobycie pierwszej pracy w nowej branży. Aplikacja i dalsze kroki
Załóżmy, że mamy już nowe kompetencje, które w naszej ocenie wystarczą do zdobycia pierwszej pracy w upatrzonej branży. Co dalej? Od razu aplikować do firm?
Networking w nowej branży. Budowanie relacji zawodowych
Tyle się mówi o braniu udziału w różnych eventach, by poznać osoby z nowej branży i w ten sposób zwiększyć swoje szanse na otrzymanie pierwszej pracy. Ale jak to wygląda w praktyce? Mam podchodzić do obcych ludzi i zagadywać? O czym mówić? W jaki sposób dać się zapamiętać?
Alternatywne metody networkingowe. Poznawanie ludzi online
Jakie są inne sposoby na networking, jeśli ktoś czuje, że nie podoła poznawaniu nowych ludzi offline?
Pytania do osób z doświadczeniem. Wartościowe informacje zwrotne
Jakie pytania warto zadać podczas rozmów z osobami pracującymi w nowej branży?
Brak ofert pracy. Inne strategie poszukiwania zatrudnienia
Nie wszystkie firmy prowadzą otwarte procesy rekrutacyjne, więc nie znajdziemy ich na portalach z ogłoszeniami. Jaka inna strategia jest według Ciebie skuteczna? Gdzie i do kogo pisać oraz co mu wysyłać?
Czy list motywacyjny jest potrzebny podczas zmiany branży
Czy list motywacyjny pełni jakąś szczególną rolę w przypadku osoby, która się przebranżawia? Co powinno się w nim znaleźć?
Poszukiwanie pracy w nowej branży. O czym pamiętać
O czym jeszcze powinna pamiętać osoba, która szuka pracy w nowej branży w przeciwieństwie do kogoś, kto tej branży nie zmienia?
Błędy podczas przebranżowienia. Najczęstsze pułapki i jak ich uniknąć
Podsumowując: jakie są najczęstsze błędy popełniane przez osoby, które się przebranżawiają i jak się przed nimi ustrzec?
Rekomendowana książka
Jaką książkę polecisz osobie, która chce skutecznie przejść przez proces zmiany branży?
Gość: Natalia Florek – kontakt
Gdzie możemy Cię znaleźć w sieci?
➡ książka Droga na szczyt, Anders Ericsson, Robert Pool
➡ test osobowości online: 16Personalities
➡ LinkedIn: www.linkedin.com/in/natalia-florek
➡ Strona: nataliaflorek.pl
Dziś moim gościem jest Natalia Florek. Natalia opowie nam o przebranżowieniu i o tym, jak skutecznie tego dokonać.
Natalio, dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie na rozmowę!
Dziękuję za zaproszenie. Bardzo mi miło, że tu jestem.
Proszę, powiedz nam coś więcej o sobie i o tym, co łączy Cię z branżą IT.
Coś więcej o mnie? Aktualnie zajmuję się czymś, co na LinkedInie hashtaguję jako „marka osobista w rekrutacji”, czyli pomagam osobom dostać pracę, którą chcą dostać, poprzez wspieranie ich w procesie – czyli tworzeniu dokumentów, ćwiczeniu rozmów rekrutacyjnych i robieniu wszystkiego naokoło rekrutacji.
Zajmuję się też (może nie naukowo, ale badawczo) kompetencjami przyszłości i tym, jak będzie wyglądał rynek pracy przyszłości, co będzie potrzebne, co trzeba będzie umieć, jak będą ewoluowały zawody. I chyba to najbardziej łączy mnie z IT, bo IT jest zdecydowanie elementem przyszłości, pracy przyszłości. Jest częścią wszystkiego, co się będzie działo, więc muszę wiedzieć, co się tam dzieje. No i jest też najpopularniejszym kierunkiem przebranżowienia, więc wiele moich klientów na IT się decyduje.
Jeszcze pewnie o tym będziemy wspominać, jeśli chodzi o branżę IT, ale przy okazji kompetencji przyszłości, to chyba teraz dużo się u Ciebie dzieje z racji ChatGPT itd.
Tak, tak, przez ostatnie parę tygodni wypączkowały nawet wokół tego zawody, eksperci. Wokół czegoś, co istnieje na masowym rynku od krótkiego czasu. Jak najbardziej: AI, ChatGPT, wszystko naokoło. Mocno.
No dobrze, to jeszcze może o ten temat zahaczymy.
A teraz chciałbym się zapytać o to, czy zauważasz, że obecnie ludzie chętniej się przebranżawiają. Jeśli tak, to skąd się to bierze?
Zauważam, że chętnie się przebranżawiają. Czy chętniej? Nie wiem, bo nie mam aż takiego porównania – zaczęłam się tym zajmować aktywnie w pandemii. Ale pandemia była takim bodźcem do tego, że wiele osób zaczęło się zastanawiać: „czy faktycznie robię to, co chcę robić, i czy to, co robię aktualnie, jest czymś, co chcą robić przez kolejne wiele lat?”.
Dodatkowo teraz rynek bardzo się zmienia. Jest dużo nagłych zwrotów akcji, jak pandemia, wojna na Ukrainie czy trudna sytuacja gospodarcza, więc osoby myślą też przez pryzmat finansów i patrzą, gdzie te finanse są – myślą o tym, żeby znaleźć miejsce w takiej branży i na takich stanowiskach, i przy takich zadaniach.
A czy sądzisz, że to jest też związane ze zmianą naszego ustroju? Patrzę trochę po sobie. Moi rodzice raczej pracowali w jednej firmie, a już moi znajomi raczej chętnie się przebranżawiają. Widzę też, że podchodzą do tego trochę bardziej świadomie, czyli to nie jest tak, że pracuję, żeby pracować, tylko też pracuję po to, żeby mi to sprawiało przyjemność. Szukają takiego miejsca dla siebie.
Czy widzisz, że powiedzmy osoby w okolicy mojego rocznika, czyli 86, trochę inaczej na to patrzą niż osoby, które teraz kończą studia? Jest duża różnica między takimi osobami?
To nawet nie jest kwestia ustrojowa, chociaż u nas to też bardzo mocno było widać. Po prostu nie było wyboru przed zmianą ustrojową, ale to pokoleniowy temat. Pokolenie naszych dziadków i niektórych rodziców to były osoby, dla których praca była po prostu celem w życiu. Potem przyszło coś takiego, że praca definiuje to, kim się jest – czyli lekarzem, prawnikiem – i to mówi nam o człowieku wszystko.
Potem przyszło nasze pokolenie, czyli milenialsi, którzy OK, pracowali, ale praca miała dać status i możliwość robienia czegoś fajnego, realizowania pasji, planów po pracy.
A teraz to pokolenie osób, które kończą studia, czyli Zetki – oni mają już w ogóle inne podejście. Praca jest jakby narzędziem do tego, żeby oni się rozwijali, robili fajne rzeczy i byli tym, kim chcą, ale ta lojalność jest wobec siebie samych, a nie np. wobec pracodawcy, więc zmiana czy to pracodawcy, czy branży jest dla nich czymś tak naturalnym jak zmiana telefonu. I to widać, bo staż pracy młodszych ludzi (nie tylko z racji wieku) w konkretnych organizacjach jest coraz krótszy.
OK, no dobrze, pewnie jeszcze parę tematów zahaczymy, ale może lećmy z tym harmonogramem, który dla Ciebie przygotowałem.
W zasadzie już częściowo odpowiedziałeś na to pytanie, ale zadam je, żeby bardziej to wybrzmiało. Czy widzisz jakiś trend? Czy jest jakaś branża, do której migruje coraz więcej osób?
Tak. W sumie nie dopowiedziałam jeszcze przy tym poprzednim pytaniu, że teraz, kiedy jest niestabilnie (inflacyjne i gospodarczo), to tych przeobrażeń jest trochę mniej, bo ludzie się po prostu boją. Ale jeżeli już się na coś decydują, to oczywiście jest to IT, dlatego że IT jest bardzo szerokie i słychać, że teoretycznie dla każdego jest tam miejsce. Każdy znajdzie jakiś aspekt branży IT, w którym mógłby się odnaleźć. Plus są tam pieniądze, plus opcje przebranżowienia się, czyli kursy, szkolenia i tak dalej – są wszechobecne. Słyszymy ze wszystkich stron, że „i Ty będziesz pracownikiem IT”. Jak najbardziej więc IT jest tutaj najpopularniejszym kierunkiem.
To może podpytam o te kursy. Dużo osób, z którymi współpracuję, mówi, że są zdziwione, że w branży IT ludzie tak chętnie dzielą się wiedzą, że to nie jest wiedza tajemna, że wszyscy chętnie otwarcie pomagają. Natomiast w ich poprzednich branżach (nawet w większości branż, o jakich słyszałem), ludzie nie chcą dzielić się wiedzą, bo boją się, że ktoś inny zajmie ich miejsce. Czy spotkałaś się z tym, potwierdzasz to?
Nie do końca. Ale myślę też, że duża umiejętność dzielenia się wiedzą w branży IT wynika z tego, że nadal brakuje ludzi. Osoby dzielące się wiedzą mają z tego jakąś korzyść, bo szkolą sobie osobę, która w jakiś sposób może ich odciążyć.
Z drugiej strony w kursach dla osób przebranżawiających się są po prostu pieniądze. Więc to trochę taki materialny temat. Nie wiem, czy tutaj moglibyśmy się doszukiwać jakiegoś psychologicznego aspektu: że tam jest obawa o konkurencję, a tutaj nie. Na pewno dzielenie się wiedzą w IT jest powszechne, bo po prostu brakuje specjalistów.
No dobrze, to może teraz na chwilę zostawmy branżę IT, bo zrobiło się trochę monotematycznie.
Zapytam ogólnie: załóżmy, że jedyne, co wiemy, to to, że chcemy się przebranżowić. Mamy więc impuls do zmiany. Co dalej powinniśmy zrobić?
Czy wiemy, na co się chcemy przebranżowić, czy tylko wiemy, że nie chcemy robić tego, co robimy aktualnie?
To załóżmy dwie opcje. Nie chcemy robić tego, co robiliśmy do tej pory, ale szukamy rozwiązania albo już wybraliśmy.
OK, no to zacznijmy od tych, którzy nie wiedzą. To jest za mało. Trzeba wiedzieć, co się chce robić, albo przynajmniej w którym kierunku pójść. Wtedy dobrym krokiem jest diagnoza kompetencji, które się ma, bo przebranżowienie najlepiej jest robić, opierając się na tym, co już jest. To się nazywa fachowo transferem kompetencji. Czyli jeżeli w pracy np. mamy dużo kontaktu z klientem, z produktem i tego typu rzeczy, to mogę to w jakiś sposób przenieść do pracy z innego rodzaju produktem, który na przykład mógłby być produktem informatycznym.
Oczywiście to jest duże uproszczenie, ale działa na zasadzie „co już mam”. Wtedy na podstawie tego, ale też np. jakichś testów online (mogę potem podrzucić do takiego link), należy zdiagnozować, w czym byśmy się odnaleźli: gdzie te kompetencje można by przetransferować. Kiedy już wiemy, jaki to jest kierunek, to trzeba chyba zakasać rękawy i przygotować się na to, że proces uczenia się jest długi i trudny.
A co to znaczy długi? To dla każdego pewnie jest inna wartość.
Tak, oczywiście, tylko że dużo się słyszy o jakichś takich weekendowych kursach. Trochę rozmawialiśmy o tym zakulisowo. No dobra, może nie mogę powiedzieć, że nigdy weekendowy kurs nie wystarczy, ale to jest za mało, żeby przejść do zupełnie innej branży. Więc „długi” to jest taki termin „to zależy” (nasz ulubiony), ale na pewno trzeba być przygotowanym na proces. Ja nie chcę tutaj rzucać okresu „rok/dwa/pięć”. Jest raczej krótszy, ale to nie będzie rzecz, którą da się zrobić w tydzień czy dwa. Z wielu przyczyn.
To może bym tylko dodał jedną rzecz. Z mojej perspektywy, jeżeli idziemy do IT, to „długo” znaczy np. rok. Jeżeli decydujemy się na mentora, to jesteśmy w stanie to zrobić w 6 miesięcy, bo on ma doświadczenie, ma wiedzę, przekazuje Ci te najważniejsze rzeczy i nie błądzisz. Natomiast jeżeli uczysz się sam, to może to potrwać dwa lata. Widzę, że to są takie wartości. Czy myślisz, że „długo” się w tym mieści, czy nie?
Myślę, że tak, ale powiedziałeś też ważną rzecz: że to jest coś, co robimy, nadal robiąc tę poprzednią rzecz. Więc jeżeli robimy coś sami, to pewnie w ciągu dnia idziemy do pracy, mamy czas na odpoczynek, na rodzinę itd., a wszystko dotyczące przebranżowienia dzieje się po godzinach i wtedy, kiedy znajdujemy na to wolną chwilę. Więc to też wydłuża proces. Tak myślę.
Zdecydowanie.
Tak. Ale myślę, że rok to jest długo, bo jeżeli podejmujemy decyzję o przebranżowieniu, to trochę jest tak: „dobra, jak chcę od razu”. Nie ma cierpliwości, a to jednak trwa i zazwyczaj wymaga też nie tylko nakładu czasu oraz pewnie często pieniędzy, ale i takiego psychologicznego nakładu. Okazuje się, że to jest trudniejsze albo bardziej skomplikowane, albo zajmuje dłużej, niż się wcześniej spodziewałam. Przebrnięcie przez te kryzysy to też jest element przebranżowienia.
No dobrze, no to mamy już tak mniej więcej ustalone, ile to może trwać. Warto więc zastanowić się, czym kierować się przy wyborze nowego zajęcia. Wspomniałaś o kompetencjach, ale w samej branży IT jest duża różnorodność stanowisk. Wiemy więc na przykład, że mamy „umysł ścisły”. Nie lubię tego stwierdzenia, bo wiem, że można, powiedzmy, wywodzić się całkowicie z tematów humanistycznych i też być dobrym programistą. No ale uznajmy, że IT to jest nasza ścieżka.
Skąd mamy wiedzieć, która dziedzina jest dla nas odpowiednia? Co możesz podpowiedzieć takim osobom?
Myślę, że wiele osób przebranżawiających się do IT mówi, że chce pracować w IT. I w tym „IT” mieści się po prostu wszystko, co ten człowiek sobie wyobraża. Często wiele osób nie wie, jaki jest ogrom możliwości wyboru i jak się te stanowiska w IT definiuje. Na pewno więc poleciłabym bardzo dużo poczytać o tym, co w ogóle jest w ofercie i na co można się przebranżowić. Współpracowałam z osobami, które dochodziły do tego: „O Jezu, nigdy nie słyszałam o takim stanowisku, ale to jest o mnie”. I faktycznie miało potem miejsce przebranżowienie na konkretne stanowisko, w tym przypadku akurat analityczne.
Jeżeli jesteśmy kompletnie nieświadomi, na co w tym IT chcemy się przebranżowić (nawet nie tylko w IT, ale w ogóle), to to jest bardzo prosta diagnoza: co umiem robić? Wprost przed samym sobą wykonać taki transfer kompetencji: co już robię w aktualnej pracy? Powiedzieć sobie wprost: w czym jestem dobra/dobry i co lubię robić.
Spora część przebranżowień kończy się takim słomianym zapałem, bo wychodzimy z założenia, że to będzie nasza nowa droga, bo tam są pieniądze. To nie jest jednak wystarczająca motywacja, żeby tam zostać, jeżeli praca nie jest dla nas chociaż odrobinę ciekawa i fajna. Więc to, co umiem, i to, co lubię robić, powinno być fundamentem tego, co dalej wybiorę. Plus research i wiedza na temat możliwości.
To ja może bym dodał coś od siebie. Widzę to po osobach, z którymi współpracuję albo z którym rozmawiam. Po prostu spróbujcie. Wybierzmy sobie cztery drogi w IT i powiedzmy: „Przez ten tydzień robię kursik z tego tematu, następny tydzień z tego tematu” – w ten sposób przerabiamy te wszystkie cztery tematy. Potem zastanawiamy się, co nam się najbardziej podoba, i idziemy w tę stronę.
Wiem, że czym innym jest czytanie, a czym innym praktykowanie. Jeżeli więc coś wypróbujemy i poczujemy, że to daje satysfakcję, to jest to już informacja dla nas, że to dobry kierunek.
Dokładnie, zgadzam się. Jak najbardziej tak. Myślę, że można wrzucić to do tego researchu, o którym mówiłam. Ważne według mnie jest też takie odrzucenie, że nie każdy może być programistą. Jest mnóstwo innych zadań, nie trzeba tylko programować. Mam wrażenie, że wiele osób myśli, że „IT” równa się „programowanie”, a tak nie jest.
Fajnie, że o tym powiedziałaś, bo może teraz powiedzielibyśmy, jak się uczyć, jak zdobywać umiejętności, które pozwolą nam wejść do nowej branży.
Dróg zdobywania nowych kwalifikacji jest co najmniej kilka. Myślę tutaj o samodzielnej nauce, o której wspominałem, o zorganizowanych kursach często nazywanych bootcampami albo o nauce 1:1 z mentorem. Czy polecasz albo odradzasz jakiś konkretny sposób? Jakie Twoim zdaniem są plusy i minusy każdego z tych rozwiązań?
To jest właściwie takie pytanie z gatunku „to zależy”, bo bardzo zależy od osoby, która się przebranżawia, od tego, kim jest teraz, ile ma czasu, poziomu determinacji i zasobów finansowych.
Jeżeli osoba jest bardzo zdeterminowana i jest gotowa włożyć w to sporo czasu i sporo zasobów, to myślę, że nauka 1:1 jest wersją, która najszybciej przyniesie efekty, bo jest dostosowana do indywidualnych potrzeb. Oczywiście bootcampy i kursy też potrafią to dać, szczególnie takie, które chwalą się, że gwarantują dostanie pracy (teraz jest takich coraz więcej). Oczywiście osoba biorąca udział w kursie musi spełnić określone warunki, by tę gwarancję otrzymać…
Tutaj bym Ci przerwał jedną rzeczą. Jeśli chodzi o tę gwarancję pracy, to mocno proponuję zajrzeć do regulaminu, bo wielokrotnie spotykałem się z różnymi haczykami, między innymi czymś takim, że na końcu trzeba zdać egzamin np. na 95%, a na tyle zda osoba, która ma np. trzyletnie doświadczenie. Skoro ktoś tyle umie, to po co ma mieć tę gwarancję? Uważajmy na takie rzeczy.
Tak, i po co ma iść na taki kurs? Jasne, ja też właśnie miałam to powiedzieć, że oczywiście to jest marketing, a potem są takie zapisy w regulaminie. Ale są też firmy, które oferują kursy z tą, nazwijmy to, gwarancją w sposób uczciwy i taki, że faktycznie można się potem wybrać na juniorskie stanowisko. Jeżeli więc ktoś ma taką potrzebę, żeby mieć pewność, że będzie to skuteczne, no to w tym momencie pewnie wybrałabym kurs z czymś takim albo kurs od jakiejś dużej organizacji, która sama organizuje kursy, żeby z nich potem wyłapać najlepszych i zatrudnić – to też się zdarza.
Samodzielna nauka też jest spoko dla osoby, która jest zmotywowana, zdyscyplinowana i dociekliwa. Bardzo więc to zależy od osoby, która to robi.
Oczywiście minus każdego z tych rozwiązań jest taki, że można się zdemotywować, zniechęcić, można nie mieć czasu. Myślę jednak, że to nie zależy od metody, którą wybieramy, tylko od tego, jak będzie nam się układała wiedza, układało życie i ten rozwój. Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie mam.
Wspominałaś, że sama się przebranżawiałaś. Którą ścieżkę wybrałaś?
Ja wybrałam ścieżkę taką trochę zmieszaną ze wszystkich trzech. Bardzo lubię uczyć się, że tak powiem, od najlepszych, więc korzystałam z kursów, ale wcześniej zrobiłam też dobry research. Miałam dużą bazę z mojej wcześniejszej pracy – takiego rozumienia biznesu, zarządzania ludźmi, więc to było coś, co po prostu wiedziałam i musiałam przenieść na inny grunt. Nastąpił transfer kompetencji, ale miałam też okazję brać udział (to już naprawdę taki poboczny wątek) w akceleracji start-upu, którego byłam prezeską. Tam miałam możliwość pracowania z mentorami, co też mi bardzo pasowało.
Był to więc sposób łączony, ale niektóre rzeczy zdarzyły się trochę z przypadku. Ścieżka, którą sama obrałam, to była taka łączona nauka samodzielna i kursy.
To może też dopowiem taką jedną rzecz: często słyszę, że fajnie zacząć współpracę z mentorem, jak już coś sami zrobimy, czyli właśnie na początku pójść samodzielną naukę, żeby zobaczyć, z czym to się je i gdzie mam problemy, a potem pójść do mentora, żeby wyprostował tę naszą ścieżkę i przyśpieszył na tym etapie może nie końcowym, ale też niekoniecznie na samym początku. Jest dużo rzeczy, które można samemu zrobić, i pewnie szkoda tych zasobów na to, żeby mentor zaczynał z Tobą od samego początku, czyli powiedzmy „jak zainstalować Windowsa”. Oczywiście tego nie robimy, ale nie o to chodzi, żeby na to poświęcać czas. Zgodzisz się?
Tak, zgadzam się. Zgadzam się jak najbardziej. Trzeba wiedzieć, o co mentora pytać. To jest jednak osoba, która już przeszła tę drogę, na której my jesteśmy na wcześniejszym etapie. Korzystać z mentora, a nie wiedzieć w sumie po co i jakie pytania zadawać, to jest strata czasu obu stron.
No dobrze. Powiedzmy, że płynnie przechodzimy do kolejnego pytania.
Kiedy powinniśmy zastanowić się nad skorzystaniem z profesjonalnej pomocy przy planowaniu ścieżki naszego przebranżowienia i czego po takiej pomocy możemy się spodziewać? I tu nie myślę tylko o mentorze jako o takiej osobie, która uczy elementów ściśle, powiedzmy, technicznych, ale też np. o takiej osobie jak Ty, od której chcielibyśmy się dowiedzieć, co dalej, co robimy źle, w którą stronę powinniśmy pójść, jak przygotować CV albo jak szukać firmy i tak dalej.
Myślę, że sam przed chwilą trochę odpowiedziałeś: szukamy, kiedy już jesteśmy na jakimś takim etapie, że widzimy problemy, których nie jesteśmy sami w stanie rozwiązać szybko, albo nie znajdujemy rozwiązania, albo wiemy, że ktoś może znać odpowiedź na to pytanie. Szukamy więc pomocy po kilku próbach i po takiej autorefleksji, że coś idzie nie tak. Mogę też powiedzieć z mojego doświadczenia, kiedy do mnie zgłaszają się osoby. Mam zazwyczaj profil trzech.
Pierwszy przypadek jest taki, że ktoś bardzo długo coś robił i teraz chce robić coś innego, ale przez to, że bardzo długo robił tę poprzednią rzecz, to wypadł z obiegu, z rynku pracy. Nie rozumie, co jest napisane w ogłoszeniach o pracę (bo teraz HR-owa nowomowa jest bardzo mocna), więc po prostu zgłasza się i pyta: „Co ja mam robić, jak w ogóle mam się odnaleźć? Gdzie zacząć i w którą stronę pójść?” Taka potrzeba nakierowania.
Drugim typem są osoby, które już dużo robią, ale te ich działania nie przynoszą efektu. Stały się zniechęcone i mają wrażenie, że po prostu brakuje jakiegoś elementu, którego sami nie widzą. Takie spojrzenie z zewnątrz, mentorskie czy eksperckie, pomaga im zidentyfikować, co jest tym elementem, którego brakuje, który pozwoli pójść dalej.
A trzeci typ to są osoby, które po prostu nie mają czasu się tym zająć, a chcą zmienić pracę. Ale to chyba nie ten podcast.
To chyba nie, bo samym takim podejściem raczej nie załatwimy sprawy. Musimy się nauczyć, musimy mieć te umiejętności, żeby móc w ogóle się przebranżowić. Ja w ogóle myślę o przebranżowieniu jako o takiej formie, gdzie musimy się nauczyć czegoś całkowicie nowego. Czy przebranżowienie może się wiązać niekoniecznie z nabyciem nowych umiejętności?
W moim odbiorze zdecydowanie tak, jeżeli jest to po prostu wzięcie kompetencji z jednej branży, przełożenie jej do drugiej i uzupełnienie o kompetencje wymagane w tej nowej branży. Jest stosunkowo częste – nie jest tak, że zaczynamy zupełnie od zera, tylko chcemy jednak jakiś poziom zarobków i stanowiska, które sobie wypracowaliśmy w starej branży przenieść do nowej – może nie 1:1, ale nie zejść na sam dół drabinki, tylko jednak parę szczebli. Taka wersja więc też jak najbardziej się zdarza.
Właśnie ostatnio miałem osobę, która była pilotem samolotów pasażerskich i się przebranżowiła. Teraz ma budować aplikację, która jest właśnie dla pilotów, a w zasadzie dla szkolenia pilotów, więc ta osoba mogła fajnie połączyć kompetencje ze swojej poprzedniej pracy z umiejętnościami programistycznymi. Na pewno więc taka osoba jest lepiej oceniana przez pracodawcę niż osoba, która ma tylko umiejętności programistyczne. Jednak ta wiedza na temat pilotażu pewnie będzie tutaj nie do zastąpienia.
To jest bardzo specyficzny przykład, ale myślę, że kluczowa jest świadomość tego, co z mojej dotychczasowej historii może mi się przydać w tej nowej historii, i wykładanie tego. Pewnie o tym będziemy jeszcze rozmawiać, ale stając do konkurencji z kimś, kto ma już jakieś doświadczenie w tym, co my też chcemy robić, ale my tego doświadczenia nie mamy, to musimy czymś konkurować. Konkurowanie taką świadomością, że „tu mogę mieć mniejsze doświadczenie, ale jestem dobra w tym, w tym i w tym i wy tego potrzebujecie” jest jakąś kartą, którą osoby przebranżawiające się mogą wykorzystać.
No dobrze, to jeszcze do tego wrócimy, bo tam o parę rzeczy pewnie chciałbym Cię zapytać, ale idźmy po kolei.
Załóżmy, że mamy już nowe kompetencje, więc myślimy teraz o szukaniu pracy. Czy powinniśmy to zrobić od razu? Czy w jakiś sposób powinniśmy się do tego etapu przygotować? Co zrobić, żeby w ogóle tę pracę móc znaleźć?
Mamy, jak rozumiem napisane CV, gdzie te kompetencje są. Dokumenty mamy, czy nie mamy?
Może właśnie powiedz nam, jakich dokumentów potrzebujemy, bo my na razie pomyśleliśmy o tym, że chcemy tę pracę zmienić, mamy umiejętności. I teraz co dalej?
Mamy umiejętności. Powinniśmy mieć dokumenty, czyli CV, profil na LinkedInie, profile na portalach, które mogą nam pomóc tę pracę znaleźć: branżowych, na GitHubie, w jakichś miejscach, w których akurat potencjalni pracodawcy albo przyszli znajomi z pracy mogą być. Po to, żeby jednak był jakiś większy obraz naszej historii niż tylko papier, który prześlemy.
No i można zacząć wysyłać, ale to jest taka najdłuższa droga, bo jednak teraz na każde stanowisko programistyczne – juniorskie oczywiście czy w ogóle jakieś takie bardziej chodliwe albo wymagające powszechnych kompetencji – jest bardzo wiele kandydatów, po prostu giniemy w tym gąszczu. Więc taką rzeczą, którą można robić równolegle, jest budowanie relacji: czy to na jakichś portalach branżowych, czy na LinkedInie, czy na jakichś grupach na Facebooku. Po prostu pokazać człowieka za tymi kompetencjami, bo jeżeli ktoś się opatrzy z naszym nazwiskiem – że my jesteśmy aktywnym członkiem danej społeczności – to szanse na to, że rozpatrzą nas w procesie, kiedy zobaczą nasze ogłoszenie, nasze CV i skojarzą nazwisko, są większe.
To dopytam: mamy LinkedIna, a niekoniecznie czujemy się na siłach, żeby się wypowiadać albo komentować. Jak to robić, żeby to dobrze wyglądało i żeby może nie popełnić jakiejś gafy?
Myślę, że gafami w mediach społecznościowych nie należy się w ogóle przejmować, bo żyją bardzo krótko, a w najgorszym najlepszym przypadku staną się viralem, co też można wykorzystać na swoją korzyść – nawet jeżeli to gafa i palnęło się jakieś głupstwo. Tym w ogóle bym się nie przejmowała.
Jeżeli traktujemy LinkedIna jako słup ogłoszeniowy, że jesteśmy, to trzeba zadbać o to, żeby były tam wszystkie słowa klucze, które pozwolą rekruterom nas znaleźć, czyli technologie, w których działamy, okres wypowiedzenia. Tego typu rzeczy.
Ostatnio widziałam bardzo fajnie zrobiony profil, w którym w opisie „o mnie” było: „Umiem to, to i to, w takich językach programuję, taki mam okres wypowiedzenia, typ umowy, rodzaj pracy i oczekiwane wynagrodzenie”. To była już osoba o większym doświadczeniu i mogła sobie na to pozwolić, ale to były same konkrety. Jeżeli byłabym osobą przebranżawiającą się, to też bym zasygnalizowała to, że jestem, nazwijmy to, w procesie, ale umiem już to, to i to. Rekruterzy wiedzą, że są stanowiska, które mogą obsadzić osobami bez dużego doświadczenia.
To jeszcze dopytam. Załóżmy, że jest ogłoszenie o pracę, ale chciałabym się bardziej pokazać, więc na przykład zapraszam ludzi z tej firmy, może o coś ich podpytam, może skomentuję post firmowy, będę starał się bardziej pokazać. Czy myślisz, że to jest dobry kierunek, dobry pomysł na wyróżnienie się? Czy to raczej nie działa?
Jest jak najbardziej. Jakiekolwiek budowanie relacji działa. Chociaż mówiłeś o przypadku, gdy nie jestem gotowy pisać i komentować, więc tutaj tego nie powiedziałam. Ale tak, jak najbardziej tak. Tylko trzeba pamiętać, że wszyscy to wiedzą, więc te nasze komentarze mogą być jednymi z wielu komentarzy podobnie działających osób. Na pewno jednak przyniosą dużo więcej efektów niż po prostu posiadanie konta.
Liczyłem po prostu, że powiesz, że trzeba się przełamać do tego komentowania.
No jasne, że tak. Trzeba się przełamać, tak jak się trzeba przełamać do szukania pracy i do wyjścia z jakiejś tam strefy komfortu. Nawet podeprę to badaniami. Niedawno brałam udział w panelu dotyczącym tego, skąd rekruterzy biorą kandydatów i jak oceniają źródła ich pozyskania.
Job boardy – czyli po prostu „wysyłam odpowiedź na ogłoszenie” – były ocenione najniżej. Jakość kandydatów pozyskana stamtąd jest najgorsza, a zajmuje najwięcej czasu, bo na jedno ogłoszenie odpowiada 100-500 osób. Często wysyłają one CV masowo, więc jakość jest słaba.
Potem była dostępna na stronach firm zakładka „kariera”, która też może przyciągać dowolne osoby. Następna była właśnie pula talentów czy też wcześniej zbudowanych relacji, czyli osób, które znam, wiem mniej więcej, czym się zajmują, i miałam z nimi wcześniej styczność bądź kontakt.
Tę styczność bądź kontakt można wcześniej robić właśnie w ten sposób: komentując, wysyłając prywatną wiadomość: „Widziałam, że napisałaś jakiś post. Był dla mnie ciekawy z takiego i takiego powodu”. Niekoniecznie od razu rzucając swoją cefałkę i chcąc się zatrudnić w tej firmie.
Najwyżej ocenionym, najbardziej jakościowym profilem kandydatów byli kandydaci poleceni przez innych, więc sam fakt mówienia znajomym/obcym ludziom, że jest się w trakcie przebranżowienia i że się szuka pracy, może doprowadzić do tego, że ktoś nas w firmie poleci. Wtedy szanse na rozmowę i na zatrudnienie są wyższe.
Gdy wspomniałaś o tych relacjach, to od razu zapaliła mi się lampka odnośnie do eventów, które są dość często organizowane w branży IT. W jaki sposób tam nawiązywać takie relacje? Czy na tego typu spotkaniach mamy podchodzić do obcych osób i po prostu zagadywać? O czym w ogóle mówić i w jaki sposób to ma się odbywać?
To jest też pytanie o to, kto się z czym czuje komfortowo, bo są osoby, które czują się komfortowo z tym, żeby po prostu podejść do kogoś i zacząć z tym człowiekiem rozmawiać. Ale nie każdy tak ma. Stanowiska na tego typu eventach często są zorganizowane w taki właśnie zapraszający sposób, bo firmy też chcą pozyskać talent – są więc jakieś nagrody czy konkursy i wysyłane są osoby, które są tam właśnie po to, żeby rozmawiać, odpowiadać na pytania.
Pójście z takim nastawieniem, że ci ludzie są tutaj po to, żebym ja mogła z nimi porozmawiać, rzeczywiście pomaga podejść do stoiska firmy, która nas interesuje, i ten kontakt nawiązać. Jak najbardziej więc można podchodzić do obcych ludzi, ale jednak obcych ludzi, którzy tam są po to, żeby odpowiadać na pytania.
O czym mówić, o czym z nimi rozmawiać? Myślę, że to jest taki moment nawiązania relacji i niekoniecznie trzeba przechodzić od razu do sprzedawania swojej usługi, czyli pracy, talentu. Podejść bardziej zapoznawczo, na zasadzie: „co to za firma, jak pracuje, kogo potrzebują?”. Takie zagadywanie, ale też okazja do wymienienia… nie wizytówek bo wizytówek już teraz nie ma, ale profili na LinkedInie czy maili – żeby móc potem zrobić jakiś follow up do tej osoby: „Hej, rozmawialiśmy na tym evencie, oto moje CV albo to mój profil na LinkedInie. Miej mnie na uwadze w przyszłości”.
Potwierdza się teraz coś takiego, co się przeniosło ze sprzedaży: że trzeba się z produktem albo człowiekiem, albo specjalistą w jakiś tam sposób spotkać od 3 do 5 razy, żeby go zapamiętać i zaufać tej osobie. Więc to, że spotkamy się na tym evencie, a potem napiszemy maila, należy potraktować jako dwa spotkania. Potem można napisać jakiegoś kolejnego maila na zasadzie: „widziałam jakiś update waszej firmy” albo „widziałam coś, co robicie”, „widziałam, że będziecie na kolejnym evencie. Fajnie, może się spotkamy”. Wtedy ta relacja w pewnym sensie jest już zbudowana i szanse na to, że CV zostanie w ogóle wrzucone w proces jest większa.
Ja sobie też tak pomyślałem, że można pójść w drugą stronę. Czyli jeżeli wiemy, że ktoś np. będzie prowadził prelekcję albo jakieś firmy będą się pojawiać na danym evencie, to może najpierw napiszmy do tej osoby, która tam będzie na miejscu: „O super, że jesteście! Ja też będę. Mam nadzieję, że się zobaczymy”. Wtedy łatwiej będzie przełamać lody. Jak już coś napisaliśmy na LinkedInie, to potem „O słuchaj, pisałem do Ciebie. Widzisz, jestem. Fajna prelekcja” albo „Fajnie, że jesteście. Widziałem Wasz ostatni projekt. Ciekawy jestem, jak to zrobiliście”, albo „jak rozwiązaliście te problemy”. I już będzie łatwiej. Pewnie najtrudniej jest zacząć, a potem to już samo wychodzi.
To jest świetny pomysł. Jak najbardziej świetny pomysł, bo już mamy zaliczone dwa spotkania z tych trzech, których potrzebujemy. W ten sposób: przed, w trakcie i po – i już jest temat zrobiony. Jak najbardziej tak.
OK, no dobra, to idziemy dalej. Część osób może nie jest gotowa na wyjście albo może na wyjście lub rozmowę tak, ale nie jest z tego miasta, w którym są te wydarzenia. Czy masz jakiś pomysł na networking, ale nie w wersji offline?
Jest networking online, jak najbardziej. Dla takich osób, którym trudno jest pisać bezpośrednio do innych (a takich osób też jest sporo), myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest wykazywanie się wiedzą w szerszym kontekście i w szerszej grupie, czyli na jakichś grupach tematycznych, na forach tematycznych, portalach, które się zajmują tym, czym chcemy się zajmować, albo tym, czym się zajmujemy. Potem dzięki temu możemy się ośmielić odezwać do rekruterów. Po prostu: widoczność w sieci, branży i w tematyce, która nas interesuje.
Taki naprawdę bazowy start to jakakolwiek widoczność w sieci, czyli tak naprawdę komentowanie pod postami, wyrażenie swojej opinii pod jakimiś artykułami. Coś w stylu – to jest taki start-start.
No dobrze, to gdy mamy start-start za sobą, to o co dopytywać osoby pracujące w nowej dla nas branży? Jeżeli jesteśmy na spotkaniu czy to offline, czy online i widzimy się z taką osobą, to o co powinniśmy pytać?
O jak najwięcej rzeczy – takich, które pomogą nam zweryfikować, czy nasze wyobrażenia o pracy, którą chcemy podjąć, są faktycznie zbieżne z rzeczywistością. Nie zamęczajmy tej osoby, ale pytajmy o wszystkie takie rzeczy: jak wygląda praca, co się robi, jak wygląda dzień, ile czasu się spędza na takiej pracy własnej projektowej, pracy z ludźmi, jak wyglądają spotkania, jakie to są spotkania. To takie weryfikowanie tego, czy faktycznie „to jest to” na podstawie informacji od osoby, która już to robi.
Drugą rzeczą, o której ja rozmawiam z moimi klientami (a jest nieoczywista), jest odkrycie blind spots – po polsku takich „martwych kątów”, czyli rzeczy, co do których nie wpadliśmy na to, że mogłyby być istotne, i ciężko jest o nie spytać. Dobrym pytaniem jest więc: „Czy coś Cię zaskoczyło w Twojej pracy, czy czegoś się nie spodziewałeś(-łaś), a teraz jest np. Twoją codziennością?”. Oczywiście będą to różne rzeczy dla różnych ludzi, ale zapytanie kogoś innego o to, co go/ją zaskoczyło często jest podobne dla osób, które wchodzą do branży, bo to jest coś, o czym same nie pomyślały.
Jak to powiedziałaś, to od razu sobie pomyślałem o jednej rzeczy: większość osób uważa, że bycie programistą to jest 8 godzin kodowania, a tak naprawdę to nie jest tylko pisanie kodu, ale i wymyślanie. Czasami więcej czasu spędzamy nad wymyśleniem czegoś niż nad samym kodowaniem. Dla niektórych osób jest to dziwne, że to nie jest tak, że trzeba cały czas pisać i na tej podstawie jesteśmy oceniani. To jest właśnie taki nieoczywisty element, przynajmniej w programowaniu.
To ja nawiążę jeszcze do ChatGPT, o którym wspomnieliśmy na początku. Teraz jest straszenie, że ChatGPT zabierze pracę programistom, bo programista pisze kod. Wtedy wszyscy mówią: „Halo, halo. Programowanie to nie jest tylko pisanie kodu”. I to jest właśnie dokładnie to zjawisko, o którym powiedziałeś. Więc tak, jak najbardziej widać to nawet w takim ogólnym komentowaniu. Teraz każdy jest ekspertem od ChatGPT.
Tak, tak.
No dobrze, to kolejna rzecz. Nie wszystkie firmy są w procesie rekrutacyjnym albo w ogóle prowadzą otwarte procesy rekrutacyjne. Może to być też spowodowane tym, o czym rozmawialiśmy wcześniej: że bardzo dużo osób wysyła CV. Ten proces jest drogi.
W jaki sposób dotrzeć do takich firm, które może mogłyby nas zatrudnić, ale o tym nie informują tak ogólnie – nie mają tej zakładki „kariera” na stronie, ale może my chcielibyśmy tam pracować. Co możemy zrobić? Do kogo napisać, komu wysłać wiadomość? Czy w jakiejś innej formie udać się do tej firmy? To może od razu dopytam o jeszcze jedną rzecz: czy uważasz, że warto pójść osobiście do tej firmy?
Zależy od firmy, bo w większości firm po prostu odbijemy się od czytnika kart, żeby wejść do środka. Ewentualnie będzie pan portier bądź pani, która powie: „Do kogo Pan tutaj przyszedł?”. Więc w przypadku takich dużych organizacji nie ma to sensu. Do mniejszych, jakichś takich start-upowych pewnie tak, ale zawsze byłabym wcześniej umówiona. Żeby się umówić, i tak muszę do tego człowieka napisać, powiedzieć, kim jestem, i wtedy ten człowiek, do którego chcę się wybrać, zweryfikuje, czy chce się ze mną widzieć, czy nie. I tyle.
Mówiłam trochę wcześniej o tym badaniu puli talentów, czyli budowaniu relacji i znajomości, chociaż u nas „znajomości” brzmią trochę pejoratywnie. Myślę jednak, że najlepszym sposobem jest mówienie wszystkim i wszędzie, że chcemy się przebranżowić, że szukamy pracy.
Dlaczego to było tak istotne w tym badaniu, o którym wspominałam? Bo wychodziło tak, że polecony pracownik ma jakby dług wdzięczności wobec osoby polecającej, więc stara się podwójnie. Osoba polecająca nie chce wypaść źle przed swoim pracodawcą, więc poleca tylko, tak to nazwijmy, sprawdzony towar. Pracodawca korzysta więc na tym podwójnie, bo dostaje sprawdzony towar i pracownika, który chce się wykazać przed pracodawcą i przed tym swoim znajomym, że naprawdę był godny tego polecenia. Więc moim zdaniem jedyną metodą jest budowanie relacji i wykorzystywanie tych znajomości i networku, które już mamy teraz, żeby tę ścieżkę sobie po prostu skrócić.
A do kogo powinniśmy pisać? Czy to ma być ktoś z HR-u, rekruter, czy może jednak programista, który nas poleci? Jaką ścieżkę byś proponowała?
Zależy, dokąd startujemy. Trzeba pamiętać, że wiele firm korzysta z agencji i po prostu osoba, która rekrutuje, jest przedstawicielem outsource’owanej firmy i tak naprawdę oprócz jakiegoś HR Business Partnera, z którym współpracuje w firmie, nikogo tam nie zna. Więc bardzo różnie. Nie chcę powiedzieć, że pisałabym do wszystkich, ale zastanowiłabym się, która osoba (jeżeli mam na oku konkretną firmę) przyniesie mi najwięcej korzyści, i próbowałabym nawiązać relacje z osobą, która np. odpowiada za rekrutację w tym konkretnym dziale, który mnie interesuje, albo osobami, które pracują na tym konkretnym stanowisku w firmie, która mnie interesuje.
Pomyślałem też o takiej osobie, która mocno się udziela w social mediach i np. dzieli się informacjami, jak wygląda praca firmy wewnątrz albo coś na takiej zasadzie. Uderzyć do takiej osoby, podpytać i gdzieś za jakiś czas zapytać, czy przypadkiem kogoś nie szukają. Myślę, że to też może być dobra opcja.
Myślę, że jak najbardziej, bo aktywne osoby zazwyczaj właśnie po to są aktywne – bo jest to jakaś forma employer brandingu i ma na celu wywołanie zainteresowanych kandydatów. Ale zawsze, robiąc coś takiego, trzeba pamiętać, że będzie się jedną z wielu osób, więc sposób nawiązania tej relacji i to, co wybieramy, żeby napisać, też ma znaczenie. No bo jednak chcemy się jakoś wyróżnić. Ja osobiście więc nigdy bym nie uderzała od razu z ofertą: „Oto moje CV. Proszę bardzo”.
Pamiętajcie: wysyłajcie CV dopiero za trzecim razem, nie za pierwszym.
Tak jest. To tak jak ktoś coś nam próbuje sprzedać: też pewnie za pierwszym razem większość z nas nie kupuje.
Od razu mi się przypomniała zasada „3 razy tak”. Ale idźmy dalej.
Teraz temat pewnie trochę kontrowersyjny: czy list motywacyjny pełni jakąś szczególną rolę w przypadku osoby, która się przebranżawia? Co powinno się w nim znaleźć i czy w ogóle warto go pisać?
Znasz moje zdanie na ten temat, dyskutowaliśmy o tym trochę. Ja uważam, że jeżeli firma nie wymaga napisania listu motywacyjnego, to nie należy go pisać, bo będzie to strata naszego czasu, a i tak nikt go nie przeczyta. Rola listów motywacyjnych już się wyczerpała. Każdy pisał to samo, czyli to, co firma chciała usłyszeć, tylko się zmieniało stanowisko i nazwę firmy.
Ja też zawodowo zajmuję się pisaniem listów motywacyjnych, więc wiem, że można napisać wszystko. I skoro istnieje taka profesja jak moja, to teoretycznie list motywacyjny po prostu nie ma sensu, bo można to zlecić komuś innemu, kto zrobi to dobrze, tak jak to trzeba zrobić. Jeżeli nikt tego od nas nie chce, no to po prostu uważam, że nie ma potrzeby robienia tego.
Jasne, ja tylko dodam, że się spotkałem z taką informacją, że jak się przebranżawiamy, to list jest miejscem, w którym możemy opisać naszą ścieżkę, i w ten sposób do siebie przekonać. No ale jeżeli nikt tego nie przeczyta, to faktycznie trochę szkoda na to czasu.
No wiesz, można zrobić coś takiego, że w CV jest miejsce na profil zawodowy. Wiadomo, że nikt nie będzie udawał, że jest kimś, kim nie jest. To jest dobre miejsce, żeby w jednym zdaniu napisać, że jestem osobą, która ma np. 10 lat doświadczenia w muzealnictwie, a teraz będę się zajmować project managementem, bo odkryłem, że to jest moja wielka pasja i potrafię to robić i dzielić się wiedzą, a wcześniej zarządzałem projektami innego rodzaju. Jeżeli więc gdzieś to motywować, to zrobiłabym to właśnie w CV w profilu bądź ewentualnie – ale to naprawdę jednym zdaniem – w treści maila, jeżeli wysyłam CV mailem.
No dobrze, to o czym jeszcze powinna pamiętać osoba, która szuka pracy w nowej branży, w przeciwieństwie do kogoś, kto tej branży nie zmienia?
O tym, że te osoby, z którymi będzie konkurowała, zazwyczaj będą ją bić doświadczeniem, a jeżeli mówimy o jakichś super juniorskich stanowiskach czy entry level, to wtedy pewnie wykształceniem, ponieważ ta osoba pewnie jest po jakichś studiach, które każą jej wybrać taką ścieżkę, a nie inną.
Trzeba więc pamiętać, że osoby przebranżawiające się będą musiały udowodnić, że traktują to przebranżowienie poważnie, że wiedzą, o co chodzi w nowym stanowisku, i wiedzą, dlaczego mogłyby wykonywać tę pracę dobrze – skupić się właśnie na tych kompetencjach i rzeczach, które już się zrobiło, a nie swoich brakach, gdy tego wcześniejszego doświadczenia nie ma.
Podsumowując: jakie są najczęstsze błędy popełniane przez osoby, które się przebranżawiają, i jak się przed nimi ustrzec?
Najczęstszym błędem jest założenie, że się już wszystko wie, bo np. poświęciło się dużo czasu na dokształcanie, mentoring, szkolenia, pracę własną itd. A jednak dużo rzeczy przychodzi z czasem i z praktyką, więc nie należy myśleć, że to, że się włożyło w przebranżowienie bardzo dużo czasu, wiedzy załatwia wszystko. Zawsze trzeba mieć jakiś bufor na swoją niewiedzę i taką świadomość, że wiem, czego nie wiem. Przyjąć, że jest coś, czego na pewno się nie wie, i że jeszcze trzeba się nauczyć.
Jest też taki efekt odnoszenia się do swojej dotychczasowej historii: „U nas w firmie robiło się coś inaczej. W firmie było tak i tak”, mimo że jest to firma z innej branży i z innego obszaru. OK, są rzeczy, które można przenieść, ale teraz trochę odcinamy to jakby grubą kreską i przyjmujemy to nowe i że się uczymy, pokornie. Odnosimy się do starych doświadczeń tylko wtedy, kiedy to faktycznie przynosi nam jakąś wartość, a nie trzymamy się kurczowo tego, co było kiedyś.
Te obie rzeczy to są rzeczy, które po prostu widzę u osób przebranżawiających się jako często przewijające się tematy.
Ja bym dodał jeszcze od siebie jedną rzecz: co innego jest uczyć się 20 godzin w jeden dzień, a co innego 20 godzin w tydzień. Wydaje mi się, że dużo osób nie jest świadoma, że jeżeli uczymy się nowych kompetencji, to musimy się z nimi przespać, musi się to ułożyć. Te 20 godzin w ciągu jednego dnia to nie jest to samo, co 20 godzin w ciągu tygodnia. Może to dziwnie brzmi, ale tak faktycznie jest. Nie wiem czy to, co powiedziałem, jest jasne.
Tak, jak najbardziej. I to się też potwierdza w badaniach psychologicznych: trzeba wyrabiać sobie nawyk pewnych rzeczy i żeby zapamiętać nową wiedzę, to jednak trzeba ją rozkładać w czasie, a nie przyjąć jak szota. Na takiej zasadzie.
No dobrze, to tak na koniec: jaką książkę polecisz osobie, która chce skutecznie przejść przez proces zmiany branży?
To jest bardzo ciekawe, bo ona będzie doskonale nawiązywać do tego, co powiedziałeś przed chwilą. Ta książka może nie jest jakaś super świetna, jeżeli chodzi o to, jak się ją czyta (jest dość gruba i mocno naukowa), ale nazywa się Droga na szczyt i napisał ją pan Ericsson i pan Pool. Jest właśnie o tym, jak uczyć się nowych rzeczy i jak podejść do tego, żeby w czymkolwiek, w co angażujemy swój czas i zasoby, stać się mistrzem.
Była taka teoria, że wystarczy 10 000 godzin robienia czegoś tam, żeby być top w czymkolwiek. Oni to obalają, ale rozłożyli na czynniki pierwsze, jak ludzie dochodzą do tego, że są świetni, np. w zapamiętywaniu. Jest tam przykład londyńskich taksówkarzy, którzy pamiętają cały Londyn, gdzie się znajduje każdy zaułek, ślepa uliczka. Analizują też sportowców (golfistów, tenisistów) – jak to jest, że ktoś jest lepszy od kogoś innego? Co na to wpływa?
To jest bardzo ciekawa lektura właśnie pod kątem tego, że osoby przebranżawiające się często mają problem z tym, że zostały w tyle, bo nie mają doświadczenia, czegoś nie potrafią. A tutaj trochę odwraca się myślenie: że wszystkiego można się nauczyć i nauczyć się tego świetnie.
Już mi się podoba. Nie czytałem, chyba będę musiał do niej zajrzeć.
Polecam.
To już tak zupełnie na koniec: gdzie możemy Cię znaleźć w sieci? Jeżeli ktoś chciałby się Ciebie o coś podpytać, skorzystać z Twoich usług, to gdzie mają Cię szukać?
Myślę, że najłatwiej jest mnie znaleźć na LinkedInie, bo jestem tam właściwie bez przerwy. Polecam więc znaleźć mnie i dodać do obserwowanych bądź nawiązać ze mną kontakt. Ja jestem otwarta na budowanie wszelkich relacji. Mam też swoją stronę internetową nataliaflorek.pl – tam też zapraszam, tam są już tylko konkrety.
To zapraszamy wszystkich. A ja Tobie, Natalio, bardzo dziękuję za tę rozmowę i podzielenie się z nami swoimi doświadczeniami.
Dziękuję bardzo za zaproszenie.
Trzymaj się, cześć!
Cześć!
Potrzebujesz cotygodniowej dawki motywacji?
Zapisz się i zgarnij za darmo e-book o wartości 39 zł!
PS. Zazwyczaj rozsyłam 1-2 wiadomości na tydzień. Nikomu nie będę udostępniał Twojego adresu email.
Chcesz zostać (lepszym) programistą i lepiej zarabiać?
🚀 Porozmawiajmy o nauce programowania, poszukiwaniu pracy, o rozwoju kariery lub przyszłości branży IT!
Umów się na ✅ bezpłatną i niezobowiązującą rozmowę ze mną.
Chętnie porozmawiam o Twojej przyszłości i pomogę Ci osiągnąć Twoje cele! 🎯