Uwaga! Trwają prace nad nową wersją serwisu. Mogą występować przejściowe problemy z jego funkcjonowaniem. Przepraszam za niedogodności!

🔥 Zgarnij PŁATNY STAŻ w 3 edycji kursu programowania front end (zapisy do 22.01) 🔥

Usprawnij naukę programowania dzięki nawykom

Pokonaj prokrastynację i odeprzyj pokusy

Andrzej Bernardyn, doświadczony trener biznesu i autor szkoleń m.in. o rozwijaniu nawyków, wprowadza nas w temat efektywnej nauki. Dzięki tej rozmowie dowiesz się, czym jest nawyk, jak go wytworzyć i wykorzystać do tego, by stać się lepszym programistą. Poruszamy także kwestię walki z pokusami przeszkadzającymi nam w nauce.

Poruszane tematy

  • Czy możesz się przedstawić i powiedzieć, czym się zajmujesz?
  • Czym jest nawyk?
  • Co nie jest nawykiem?
  • Jakie korzyści niesie ze sobą wyrobienie nawyku? Czy to nie czynność jak każda inna?
  • Podsumowując: po czym rozpoznam, że siadanie do nauki programowania jest już moim nawykiem?
  • Jak wyrobić w sobie nowy nawyk i ile czasu to trwa? Załóżmy, że chcemy, by naszym nawykiem stała się godzina nauki programowania dziennie.
  • Co robić, by nawyk pozostał nawykiem? Jeśli wyjadę na dwutygodniowy urlop i nie będę się wtedy uczył, to nawyk zniknie?
  • Jak mierzyć realizację nawyków? Czy polecasz coś jeszcze prócz odhaczania dni w kalendarzu?
  • Jakie trzy nawyki pomogą nam odzyskać czas na naukę?
  • Wypoczęci, odżywieni i nawodnieni lepiej się uczymy, ale jak wdrażać wymagające nawyki? Np. do regularnego biegania potrzeba większego zaangażowania niż do przyniesienia sobie szklanki wody.
  • A co w przypadku, gdy mamy odwrotną tendencję – brak problemów z motywacją, za to praca i nauka niemal ponad siły? Czy odpoczynek też może stać się nawykiem?
  • Czy wiedza o nawykach pozwala też walczyć z pokusami? Od nauki często odciągają nas różne rozpraszacze, np. leżący obok smartfon lub ochota na coś słodkiego.
  • Jaką książkę polecisz osobie, która chce nauczyć się rozwijać nawyki?
  • Gdzie możemy Cię znaleźć w sieci?
  • BONUS – rozmowa o grze stworzonej przez Andrzeja: „Kraina nawyków”

Polecane książki i materiały

Książki

➡ B.J. Fogg, „Tiny Habits”

➡ Andrzej Bernardyn, „Przewodnik po krainie nawyków”

Materiały

➡ Stworzona przez Andrzeja edukacyjna gra planszowa „Kraina nawyków”

➡ Podcast Andrzeja o nawykach (po angielsku): The Helpful Habits Podcast

➡ Artykuły na blogu The land of habits (po angielsku) oraz Kraina nawyków (po polsku).

Kontakt do gościa

➡ Facebook: facebook.com/andrzej.bernardyn

➡ LinkedIn: linkedin.com/in/andrzej-bernardyn

Transkrypcja

Czy możesz się przedstawić i powiedzieć, czym się zajmujesz?

Nazywam się Andrzej Bernardyn – jak taki duży pies z beczułką. Od szesnastu lat pomagam ludziom zdobywać praktyczne umiejętności. Robię to głównie w roli trenera biznesu, prowadząc szkolenia i webinaria, ale także jako autor książki, gry edukacyjnej do rozwijania nawyków i dwóch podcastów – polskiego Od laika do stoika i angielskiego The Helpful Habits.

Prywatnie jestem tatą czwórki dzieci, mężem jednej żony, praktykującym stoikiem i nałogowym graczem na odwyku. W swojej pracy stawiam na budowanie. Zamiast rewolucyjnych zmian, nagłych objawień i heroicznych wysiłków stawiam na regularną, solidną pracę, bo to ona daje dużo większe i trwalsze rezultaty. Stąd moje zainteresowanie nawykami.

Muszę przyznać, że czwórka dzieci robi wrażenie. W szczególności, że robisz dużo rzeczy. Szacun.

Dzięki.

 

Czym jest nawyk?

Nawyk to automatyczne zachowanie. Coś, co robimy bez potrzeby podejmowania decyzji czy przekonywania się, że warto. Gdy pojawia się odpowiedni wyzwalacz, zachowujemy się w z góry ustalony, wyuczony sposób. Na przykład: „po tym jak rano wejdę do łazienki, od razu zacznę myć zęby”. Wyzwalaczem jest tutaj miejsce i pora dnia albo widok szczoteczki, a zachowaniem jest mycie zębów. Określonej akcji towarzyszy reakcja – i to jest właśnie nawyk.

 

A co nie jest nawykiem?

Oj, zdecydowanie warto o tym powiedzieć, bo wokół nawyków narosło wiele różnych mitów, które staram się odkłamywać. Wbrew temu, co moglibyśmy intuicyjnie sądzić lub przeczytać na różnych blogach, nie wystarczy, że coś robimy często, by stało się to naszym nawykiem.

Moim ulubionym przykładem jest mycie naczyń. To czynność, którą wielu z nas robi codziennie lub nawet kilka razy dziennie. Jeśli nie zmywasz naczyń ręcznie, bo jesteś szczęśliwym posiadaczem zmywarki, możesz tu podstawić załadowywanie i rozładowywanie tego urządzenia. Dla większości z nas mycie brudnych talerzy nie jest czymś, co robimy automatycznie. Wręcz przeciwnie – jest to przykry obowiązek, który chętnie oddalibyśmy współlokatorom. Gdy po imprezie czeka na nas w zlewie góra brudnych talerzy i szczerców, z łatwością znajdziemy sobie inne zajęcie. Liczba rzeczy do poznawania, ich lepkość czy zapach skutecznie nas zniechęcają i odstraszają.

Jeśli potrzebujemy się do czegoś zmusić, przekonać – że jednak warto, że trzeba – to ta czynność nie jest nawykiem. Nawyk wykonujemy bez zastanowienia i bez problemu.

Jeżeli jesteśmy zniechęceni do czyszczenia talerzy, to nie jest to nawyk. A jeśli robimy to zawsze po zjedzeniu, to możemy nazwać to nawykiem? Mamy wyzwalacz skończenia posiłku i od razu idziemy umyć talerz.

Jak najbardziej. To nie jest tak, że mycie naczyń nigdy nie może być nawykiem. Wystarczy, że – tak jak powiedziałeś – mamy jakiś stały wyzwalacz. W wielu przypadkach, w wielu rodzinach tak to właśnie wygląda: po tym, jak skończymy jeść posiłek, zanosimy talerze do kuchni i tam dyżurna osoba zmywa naczynia.

Oczywiście możemy stworzyć ze zmywania nawyk. Podaję to jako przykład tego, że rzadko kiedy tak jest – że jest jeden konkretny wyzwalacz, po którym my się za to zmywanie bierzemy. Raz to zrobimy rano, a raz wieczorem, raz jak już nie ma wolnego sztućca, widelca, „więc teraz pozmywam”. Przez to, że jest tyle różnych początków zmywania naczyń, to nie jest to nawykiem. Bo nie ma jednego stałego wyzwalacza. Natomiast my możemy świadomie zaprojektować nawyk – wtedy wejdzie nam to w krew i przestanie być przykrym obowiązkiem. Będzie czymś, co robimy automatycznie, czyli właśnie nawykiem.

 

Jakie korzyści niesie ze sobą wyrobienie nawyku? Czy to nie czynność jak każda inna?

Tych korzyści mamy bardzo dużo. Zacznijmy od tego, jaka jest waga nawyków. Czasem ktoś mógłby powiedzieć: „A, nawyk to czynność, jak każda inna, po co wkładać w ich rozwijanie tyle wysiłku”. Gdy coś już stanie się Twoim nawykiem, to prawdopodobnie zagości w Twoim życiu na bardzo długo. To będzie Twoje domyślne zachowanie, w ten sposób będziesz się zachowywać najczęściej. I ma to bardzo poważne konsekwencje: pozytywne bądź negatywne.

Wyobraź sobie, że jesteś na weselu, masz dostęp do niemal nieograniczonej ilości jedzenia i alkoholu, więc korzystasz z życia – bez skrępowania nakładasz sobie pyszne potrawy, nalewasz do kieliszka ulubione rodzaje alkoholu. Jeśli uczestniczysz w weselu kilka razy do roku lub rzadziej, to to, że od czasu do czasu poszalejesz, nie przełoży się w jakiś znaczący sposób na stan Twojego zdrowia czy na Twoją wagę. Ale jeśli robilibyśmy to codziennie: każdego dnia jedlibyśmy i pili jak na weselu, to prawdopodobnie bardzo szybko mogłoby to się skończyć tragicznie – pobytem w szpitalu.

Dlatego nawyki nie są jak każda inna czynność, bo ich siła tkwi w powtarzalności. One są z nami długo, często, codziennie je robimy, więc warto się nad nimi zastanowić poważnie: jakie nawyki chcielibyśmy mieć w swoim życiu?

Dodatkowo nawyki działają niezależnie od motywacji. Bez względu na to, czy nasza aktualna motywacja jest wysoka, średnia czy niska, jeśli dane zachowanie zostało zautomatyzowane – czyli jest nawykiem – to i tak je zrobimy. To jest naprawdę bardzo znaczące, bo motywacja w wielu sytuacjach działa jak fala: raz jesteśmy na górce i bardzo nam się wszystko chce, a potem jesteśmy w dołku i nic nam się nie chce.

Jeśli w zmianie naszych zachowań bazujemy wyłącznie na motywacji, to bardzo łatwo przy pierwszym dołku – po dwóch czy czterech tygodniach – stwierdzić: „A, to kodowanie / to bieganie to jednak jest bez sensu. Nie chce mi się tego robić”. Kiedy działamy niezależnie od motywacji dzięki nawykom, to takiego ryzyka w ogóle nie ma.

Inna korzyść z nawyków to to, że nie potrzebujemy o nich pamiętać. Często chcemy coś zrobić, ale najzwyczajniej o tym zapominamy. W każdy nawyk zaś wbudowany jest wyzwalacz zachowania, który w odpowiednim momencie nam przypomina, że coś należy zrobić. Dzięki temu nie musimy pamiętać – dzieje się to niejako samo.

Nawyki są też łatwe do wykonywania, jeśli się je dobrze zaprojektuje. Nawykowe zachowania to często są proste rzeczy, które zajmują kilka sekund / kilka minut, dzięki czemu nawet bardzo zajęci ludzie, ojcowie czy matki czwórki dzieci są w stanie te nawyki rozwijać.

Jeszcze jedna rzecz: nawyki nie zużywają bardzo cennego, a jednocześnie ograniczonego zasobu silnej woli. Każdego dnia budzimy się z pewną ilością silnej woli. Robiąc rzeczy trudne, nieprzyjemne czy podejmując jakieś decyzje, stopniowo tej samokontroli mamy mniej. Nawyki natomiast działają niezależnie i w ogóle nie czerpią z tego zbiornika. Dzięki temu mamy więcej samokontroli na odparcie różnych pokus, które w naszym życiu na pewno są.

Mógłbym tak jeszcze wymieniać te korzyści z nawyków bardzo, bardzo długo, ale mam nadzieję, że tu już nam wystarczą i że przynajmniej część słuchaczy przekonałem do tego, że warto zainwestować w nawyki.

Brzmi to bardzo dobrze, w szczególności to, że jak nie mamy motywacji, nie chce się nam, to i tak będziemy to robić. Jest to dla nas bardzo istotne. Naprawdę fajna opcja.

 

Po czym poznam, że siadanie do nauki programowania jest już moim nawykiem?

Super by było, gdybyśmy mieli w naszym smartfonie jakąś aplikację, podkładamy czujnik do palca i mamy wynik, np. „nasze zachowanie w 95% stało się nawykiem”. Póki co, z tego co mi wiadomo, taka apka nie powstała, więc musimy skorzystać z takich mniej doskonałych narzędzi.

Takim narzędziem może być zadanie sobie kilku pytań. Pierwsze pytanie, które rekomenduję, to: co jest wyzwalaczem tego nawyku? Co uruchamia to zachowanie i sprawia, że robimy je właśnie w tym momencie? Jeśli takiego wyzwalacza nie ma, to nie może być mowy o nawyku. Nawet jeśli coś robimy codziennie, tak jak w przykładzie z myciem naczyń.

A co Twoim zdaniem mogłoby być wyzwalaczem, jeśli chodzi o naukę programowania? Konkretna godzina czy może coś innego? Taka pierwsza myśl, która Ci przychodzi do głowy.

Często mówi się, że najlepszym wyzwalaczem jest jakiś inny nawyk, który jest już obecny w naszym życiu – w zależności od tego, jak często chcemy siadać do nauki kodowania. Załóżmy, że chcemy to robić codziennie. Wówczas szukamy w swoim życiu jakiegoś nawyku, który już mamy, który robimy codziennie, i on staje się wyzwalaczem tego naszego nowego nawyku nauki kodowania.

Na przykład mycie zębów. Większość z nas robi to codziennie. Po tym, jak umyję rano zęby, posiedzę przez określony czas i pouczę się kodowania. Albo posiłek: po tym jak zjem lunch, zrobię sobie godzinną przerwę w swojej regularnej pracy i wtedy się pouczę.

A coś na zasadzie „Zanim odpalę Facebooka, muszę najpierw trzydzieści minut poprogramować” – czy polecasz takie rozwiązanie, w którym nagrodą za naukę jest Facebook?

Znalezienie jakiejś atrakcyjnej dla nas nagrody, którą możemy sobie przyznać zaraz po wykonaniu nawyku, jest jak najbardziej dobrą strategią. Do tej pory mówiliśmy o dwóch częściach nawyku – czyli o wyzwalaczu, który jest na początku, i później o zachowaniu – ale w pętli nawyku jest jeszcze trzeci element, czyli właśnie nagroda. To jest coś przyjemnego, coś, co nam się dobrze kojarzy, coś, co chcemy robić. Więc jeśli umówisz się ze sobą, że po tym, jak wykonasz już nawyk, w nagrodę możesz wejść na Facebooka (a bardzo Ci na tym zależy), to może być to świetny motywator.

Mówiliśmy o tym, że nawyki są niezależne od motywacji – i jest to prawda w momencie, kiedy są już nawykami, kiedy to zachowanie jest już w dużym stopniu zautomatyzowane. Natomiast na samym początku pracy nad nawykiem to zachowanie automatyzuje się stopniowo. Możemy sobie wyobrazić taki pasek postępu – działa to w podobny sposób, nie jest zerojedynkowe: coś nie jest nawykiem, nie jest, nie jest i nagle nim jest. To zachodzi stopniowo. Na tym pierwszym etapie, na tych pierwszych pięćdziesięciu procentach paska postępu bardzo ważne jest, żeby mieć jakąś nagrodę, która nam się dobrze kojarzy, bo wtedy na myśl o tym, że siadam do nauki kodowania, od razu czuję pewne podekscytowanie tym, że czeka mnie fajna nagroda, gdy już to skończę robić. To jak najbardziej dobry trik – czyli: Facebook tak, ale nie jako wyzwalacz, tylko jako nagroda.

Ok. Przerwałem Ci w momencie, gdy mówiłeś o wyzwalaczu.

Tak, drugie pytanie, które warto sobie zadać, to: na ile potrzebuję się przekonać/zmusić do tego, by usiąść do nauki, a na ile dzieje się to samo, bez wewnętrznych batalii, bez opóźnień? Warto ocenić to w skali od jeden do dziesięć i porównywać,jak to się z czasem zmienia. Dobrze, by wyglądało to tak, że zaczynamy np. od piątki i stopniowo idziemy do dziesiątki. Im wyższa ocena, tym nasze zachowanie jest coraz lepiej zautomatyzowane. Tak jak wspomniałem – proces rozwijania nawyków trwa i nie jest zerojedynkowy, więc stopniowo powinno być coraz lepiej.

I trzecie pytanie sprawdzające, czy coś jest nawykiem lub nie, to: na ile często jakąś rzecz robię zgodnie z planem, a ile razy zdarza mi się o niej zapomnieć? Znów polecam skalę od jeden do dziesięć, gdzie jeden to „ciągle o tym zapominam”, a dziesięć, to „robię to z żelazną regularnością”. Gdy dane zachowanie stanie się takim pełnokrwistym nawykiem, to przyznamy mu dwie dziesiątki, czyli: robię to od razu bez przekonywania się i robię to zawsze.

Jak wyrobić w sobie nowy nawyk i ile czasu to trwa? Jak zwykle zależy nam na szybkiej realizacji, a pewnie tak dobrze to nie wygląda. Załóżmy, że chcemy, by naszym nawykiem stała się godzina nauki programowania dziennie.

To zacznijmy od czasu, który jest potrzebny do rozwinięcia nawyku – bo tutaj również pokutuje wiele mitów. Dwie liczby, które najczęściej krążą po internetach, to dwadzieścia dni albo trzydzieści dni. Obie są nieprawdziwe. Błędne jest samo założenie, że nieważne, jaki nawyk rozwijamy, nieważne, kto go rozwija, to po z góry ustalonej liczbie dni coś się stanie nawykiem.

W badaniu naukowym (Phillippa Lally, How are habits formed: Modelling habit formation in the real world, 2009) sprawdzającym ten temat niektórym osobom wystarczyło osiemnaście dni w przypadku picia dodatkowej szklanki wody, a inni potrzebowali dwieście pięćdziesiąt cztery dni, by rozwinąć nawyk robienia brzuszków. Jak słyszycie, różnice są ogromne: od nieco ponad dwóch tygodni do trzech czwartych roku.

Ten czas jest faktycznie różny, ale nie jest tak istotny jak to, by w ogóle zacząć. Może więc ta informacja o tym, że za dwadzieścia jeden czy trzydzieści dni ludzie wykształcą nawyk, to pierwsza rzecz, która skłania ich do tego, by w ogóle zaczęli coś robić? Bez tego może w ogóle nie podejdą do tematu?

Osobiście myślę, że takie podejście ma krótkie nogi. Jeśli bazujemy na pewnym kłamstwie, na czymś, co nie jest zgodne z rzeczywistością, sami się trochę oszukujemy. To jasne – może ułatwi nam to start, ale później czeka nas gorzkie rozczarowanie. Bo jeśli po tych trzydziestu dniach coś absolutnie nie będzie naszym nawykiem, widzimy, że naprawdę dużo nam do tego brakuje, to możemy stracić wiarę w to, że my kiedykolwiek ten nawyk rozwiniemy.

A jeśli nastawiamy się na dłuższą pracę – że może to trwać trzy miesiące lub pół roku – to zgadzam się z tym, że niektórzy wcale nie wystartują, ale ci, którzy wystartują, mają dużo większą szansę wytrwać do momentu, gdy stanie się to automatyczne, nawykowe zachowanie.

Zdecydowanie więc obstawałbym przy tym, żeby postrzegać rzeczywistość taką, jaka ona jest, zamiast wierzyć w kłamstwo, które może trochę nam na początku pomoże, ale myślę, że później jeszcze bardziej zaszkodzi.

Mieliśmy brzuszki, mieliśmy picie wody, to co z kodowaniem?

Wszystko, moim zdaniem, zależy od tego, na ile przyjemne albo nieprzyjemne jest dla nas to doświadczenie – sam proces nauki. Wyobraźmy sobie, że jest lato, wracasz z pracy w biurze, gdzie nie było klimy, pot z Ciebie spływa strumieniami, wchodzisz do domu wykończony i odwodniony, otwierasz lodówkę, a tam czeka Twój ulubiony, schłodzony napój. Dla jednej osoby niech to będzie kraftowe piwo, dla kogoś Ice Tea czy Coca Cola.

Pytanie, ile takich upalnych dni będziemy potrzebować, by to zachowanie stało się naszym nawykiem – by po powrocie z pracy zajrzeć do lodówki i wychłeptać duszkiem zawartość butelki. Pięć dni? Myślę, że nie więcej. Dlaczego tak krótko? Bo to zachowanie jest dla nas na tyle przyjemne, że wręcz nie możemy się doczekać, by zrobić je następnym razem. Przez to bardzo szybko się ono automatyzuje – bo nasz mózg odczuwa bardzo realną nagrodę po wystąpieniu tego zachowania. Ma więc wyjściową motywację: by jeszcze więcej, częściej, jak najchętniej to wykonywać.

Przyjmijmy teraz odwrotny scenariusz: chcesz zacząć się rozciągać. Twoje mięśnie, ścięgna są tak tragicznie pospinane, że każda sesja rozciągania to dla Ciebie katorga. Boli tak mocno, że odliczasz sekundy do końca każdego ćwiczenia. Zadajmy sobie pytanie: ile czasu będziesz potrzebować, żeby po tym, jak na przykład umyjesz rano zęby, od razu się porozciągać? Też pięć dni? Nie, dokładnie odwrotnie. Może się okazać, że nawet pięćset dni to za mało.

Dlaczego? Bo ostatnia rzecz, na którą mamy ochotę, to zadawanie sobie bólu. Przez ewolucję mamy wbudowany raczej dokładnie odwrotny mechanizm – unikamy tego, co boli, a szukamy tego, co przyjemne. Więc jeśli to jest dla nas skrajnie bolesne, to będziemy z tym walczyć – by taką rzecz robić jak najrzadziej.

Im zatem lepiej kojarzy Ci się programowanie, im więcej radości, przyjemności sprawia Ci sam proces nauki, tym łatwiej i szybciej uda Ci się tę czynność zautomatyzować. Może już dwa miesiące wystarczą, żeby stało się to nawykiem. Jeśli jednak traktujesz naukę kodowania jako przykry obowiązek, dzięki któremu za jakiś czas będziesz zarabiać dobre pieniądze, ale niespecjalnie Cię to kręci samo w sobie, to niestety musisz się przygotować na dłuższy proces.

Podsumowując to, co powiedziałeś, i to, jak ja to zrozumiałem: warto zwrócić uwagę na sam proces nauki. Zadania nie powinny być za trudne, żeby się nie zniechęcać, ale żeby powodowały tę euforię: „Super, dzisiaj też już coś zrobiłem, zadziałało, ekstra. Jutro zrobię coś innego, coś troszkę trudniejszego” – żebym się więcej nauczył, ale też żebym poczuł zadowolenie.

Jeśli od razu rzucimy się na głęboką wodę, to się zniechęcimy, bo nie będzie nam się to dobrze kojarzyć. Czyli ten proces powinien być spokojny, krok po kroku. Trzeba dawać sobie więcej czasu: jeden krok do przodu, a nie pięć, spowoduje, że dużo szybciej dojdziemy do nawyku, który pozwoli cały czas cieszyć się nauką programowania.

Jak najbardziej. To jest jedna z najbardziej skutecznych metod zdobywania umiejętności, gdzie wraz ze wzrostem tego, co potrafimy, rośnie też trudność wyzwań, które przed nami są.

Jeśli ktoś z Was grał w takie gry jak World of Warcraft, to doskonale wie, że zaczynamy z postacią na pierwszym levelu i nie idziemy upolować smoka, bo nasz bohater kompletnie się do tego nie nadaje. Idziemy zaciukać kilka koboldów grasujących po okolicy – czyli potworów, które bardzo prosto pokonać. Im więcej mamy umiejętności, im więcej doświadczenia, im lepszy ekwipunek, tym mniej interesująca będzie dla nas wyprawa na koboldy. Będzie nudna. Potrzebujemy trudniejszego wyzwania.

W realnym świecie jest bardzo podobnie – zaczynamy od jak najprostszych rzeczy, żeby odnieść pierwsze sukcesy, zobaczyć, że w ogóle jesteśmy w stanie to robić, a wraz ze wzrostem naszej wiedzy i umiejętności szukamy bardziej ambitnych zadań. Wtedy czujemy postęp, to, że dajemy z siebie dużo, ale też że to wszystko nam bardzo dobrze wychodzi.

Nie warto więc ani porywać się z motyką na słońce i robić na początku trudnych rzeczy, ani też trzymać się tylko prostych zadanek, bo to też może nas za jakiś czas zniechęcić.

Trzeba tu chyba dodać też tę nagrodę, którą powinniśmy otrzymać od razu po nauce – żeby organizm przyzwyczaił się, że jest to związane z czymś przyjemnym. Zgadza się?

Tak. Idealna sytuacja wyglądałaby w ten sposób, że mentalnie pracujemy nad swoim podejściem i szukamy, co fajnego jest w samej nauce. Czy to, że udaje mi się rozwiązać jakieś zadanie, które jeszcze jakiś czas temu było dla mnie bardzo trudne? To, że udało mi się rozgryźć jakiś problem logiczny?

Jeśli nagrodą nie jest zjedzenie kostki czekolady po skończonej sesji, tylko nagroda jest związana z samą nauką, to jest to idealna sytuacja. Nawet jeśli wyjściowo tak nie jest – nauka programowania nie kojarzy Ci się szczególnie ekscytująco – to nie musi tak zostać. Jeśli dzięki wykonaniu różnych takich ćwiczeń jesteśmy w stanie znaleźć w tym coś fajnego, to na pewno przyspieszy nam to rozwijanie nawyku z tego zachowania.

Zdecydowanie więc nie powinniśmy postępować przeciwnie: przerobić materiał i myśleć „a, pewnie ktoś inny zrobił to szybciej”. W ten sposób zamiast budować ten pozytywny element, wzmacniamy ten negatywny. Mówię o tym dlatego, że często widzę to u osób, z którymi współpracuję. Powinniśmy zadbać o to, by tak nie myśleć, tylko cieszyć się z tego, co sami zrobiliśmy.

Dokładnie. Dużo lepiej jest patrzeć na swoje postępy – ile jestem w stanie zrobić teraz, a ile robiłem tydzień temu, a co byłem w stanie zrobić miesiąc temu – i cieszyć się z nich, zamiast patrzeć na innych. Zawsze znajdziemy lepszych i gorszych od siebie. Nic dobrego nie wynika z porównywania się z innymi.

Załóżmy, że już wyrobiliśmy nawyk. Co zrobić, by pozostał on naszym nawykiem? Jeśli wyjadę na dwutygodniowy urlop i nie będę się wtedy uczył, to nawyk zniknie?

Pamiętajmy o tym, że nawyki to nie tylko zachowania, lecz połączenie dwóch rzeczy: wyzwalacza i zachowania. Nawyk psuje się nie wtedy, kiedy nie wykonujesz zachowania, tylko wtedy, gdy ignorujesz wyzwalacz, który do tego zachowania prowadzi.

Załóżmy, że masz taki nawyk, który funkcjonuje w mojej rodzinie, czyli: po tym, jak skończymy jeść, od razu zanosimy talerze do kuchni. Czy to znaczy, że jak pójdę z żoną do restauracji, powinien błagać kelnera o to, by wpuścił mnie na zmywak, bo nawyk mi się popsuje? Na szczęście w ten sposób to nie działa.

Nawyki są wrażliwe na konteksty. Ważnym elementem przy nawyku odnoszenia talerzy jest miejsce, w którym to się dzieje. W moim przypadku jest to mój dom. Gdy miejsce się zmienia na restaurację, na domek letniskowy, w którym teraz jesteśmy, to przez to, że mamy do czynienia z innym kontekstem sytuacyjnym, ten nawyk nie obowiązuje i przez to też nie psuje się, kiedy na wakacjach nie robię tego, co robiłem w domu.

Załóżmy, że po tym, jak zjesz obiad, od razu idziesz do swojego pokoju, siadasz przy swoim biurku na swoim fotelu i uczysz się kodowania na swoim laptopie. Gdy wyjedziesz na urlop, też zapewne będziesz jeść obiad, ale nie będziesz siadać w swoim pokoju przy swoim biurku i tak dalej. Być może jesteś w jakimś pokoju i nawet siadasz w jakimś fotelu, ale w zupełnie innym niż dotychczas. Kontekst jest zupełnie inny, dlatego też nie pojawia się ten wyzwalacz domowy i do niczego złego nie dochodzi – ten nawyk się nie psuje.

Gdyby jednak Twój urlop polegał na tym, że nigdzie nie wyjeżdżasz, dalej spędzasz czas w swoim mieszkaniu, ale zamiast pracować, na przykład grasz przez dwa tygodnie, to po tym, jak zjesz obiad i nie będziesz się uczyć kodowania, to tak – wtedy nawyk zacznie się psuć dlatego, że ignorujemy ten sam, stały wyzwalacz. Jeśli to robimy, to nasze zachowanie przestaje być tak dobrze zautomatyzowane jak wcześniej.

A co, jeżeli pojechaliśmy na urlop, wracamy i okazuje się, że nie kodujemy. Czy może to oznaczać, że nie mieliśmy nawyku?

Czasem to nie jest tak, że w ogóle tego nawyku nie mamy, tylko jesteśmy na przykład na dwudziestu procentach w tym pasku postępu – czyli dużo pracy jeszcze przed nami. Skoro nie wracamy sami do kodowania, to jest to przykład tego, że zachowanie nie jest w pełni zautomatyzowane.

To nie znaczy jednak, że jesteśmy na zero procent, tylko że jeszcze dużo nam brakuje do tego, by to zachowanie działo się samo. Nie ma co popadać w jakąś beznadzieję – że na nic cała ta praca – tylko jest to jasny sygnał, że jeszcze trochę pracy przede mną, zanim to się stanie automatyczne.

Jak mierzyć realizację nawyków? Czy polecasz coś jeszcze prócz odhaczania dni w kalendarzu?

To tylko przypomnę te dwa pytania, o których już rozmawialiśmy, czyli po pierwsze: na ile potrzebuję się przekonać, by usiąść do nauki, a na ile dzieje się to samo? (skala od jeden do dziesięć); drugie pytanie: na ile często daną rzecz robię zgodnie z planem, a jak często zdarza mi się o tym zapomnieć? Dwie jedynki oznaczają „to absolutnie nie jest nawykiem”, dwie dziesiątki oznaczają „jest to superzautomatyzowane i prawdopodobnie będzie się już działo samo” – nie musimy jakoś bardzo tego pilnować, bo nawyk jest już na tyle zakorzeniony w naszym życiu, że będzie to samo hulało.

Zadając sobie te pytania np. raz na tydzień i notując odpowiedzi, możesz znacznie wyraźniej zobaczyć swój progres lub regres, niż zaznaczając tylko dni w kalendarzu. Dni w kalendarzu aż tak dużo nie dają.

Niektórzy chwalą sobie korzystanie z takich apek, jak np. HabitBull, które przypominają nam o nawykowych zachowaniach, liczą strike, czyli ile dni z rzędu udało nam się wytrwać w danym nawyku. Założenie jest takie, że to naprawdę fajnie działa do pierwszego wyzerowania strike'u. Czyli jeśli ktoś uczył się programowania przez pięćdziesiąt siedem dni, po czym z jakiegoś powodu tego nie zrobił, to jego strike spada do zera.

Jest to na tyle demotywujące, że wiele osób, które znam, odpuszcza wtedy całkowicie takie zachowanie. Czyli wracamy trochę do tego „na początku pomogło, ale długofalowo zaszkodziło” – trochę jak różne diety, gdzie na początku mamy świetny rezultat, a za dwa lata nie tylko wracamy do swojej wagi, ale mamy na przykład pięć kilogramów więcej.

W moim przypadku apki się nie sprawdziły, więc szukałem innego rozwiązania. Nie znalazłem niczego na rynku, więc tak naprawdę stworzyłem swoje własne narzędzie – najpierw dla siebie, a później też dla innych. Lepszym rozwiązaniem niż strike’i moim zdaniem jest to, że z jednej strony mamy mechanizm cofania się, który motywuje nas, żeby nie odpuszczać, nie tracić postępu, a z drugiej – cofamy się o kilka pól, a nie do samego początku, nie do zera.

Zachęcam, by przetestować ten patent w Krainie Nawyków – edukacyjnej grze planszowej, która znacznie zwiększa szansę powodzenia w rozwijaniu dobrych nawyków. Dla mnie taki mechanizm grywalizacji, planszy, grafiki, zaproszenia do tego innych osób to jest to, co naprawdę potrafi dać dobre rezultaty.

Rozumiem, że w nauce programowania też by to pomogło, tak? Nawyk to nawyk.

Tak, nie ma większego znaczenia, czy tym nawykiem będzie bieganie, programowanie czy przygotowywanie zdrowych posiłków. Reguły są bardzo podobne.

 

Zazwyczaj problem z nauką programowania to problem z czasem. Jakie trzy nawyki pomogą nam odzyskać czas na naukę?

Jasne. Zacząłbym od tego, że nam się często wydaje, że problem jest z czasem, ale gdyby nam ktoś dodał ekstra pięć godzin w ciągu doby, to my te pięć godzin byśmy zagospodarowali na zupełnie inne rzeczy niż nauka. Kwestia więc czasem tego, żeby zmienić swoje priorytety, stwierdzić, co jest dla nas mniej i bardziej ważne – wtedy ten czas się znajdzie.

Nawet jeśli mamy pracę, rodzinę, inne obowiązki – jeśli nam naprawdę zależy – czas na rozwijanie nawyków na pewno się znajdzie. Są też jednak takie bardzo praktyczne wskazówki, których jestem w stanie udzielić, byście mogli ten czas znaleźć.

Zacząłbym od śledzenia tego, jak wykorzystujemy swój czas. Sam korzystam w tym celu z appki Toggl Track. Działa zarówno na telefonie, jak i na komputerze. Pozwala sprawdzać, czym zajmujemy się w ciągu dnia, ile czasu w ciągu tygodnia zajmują nam konkretne aktywności. Wówczas, widząc np. że dwadzieścia godzin tygodniowo idzie na oglądanie seriali, stosunkowo łatwo będzie podjąć decyzję, jak odzyskać czas na naukę. Nie chodzi o to, żeby całkiem z tych seriali zrezygnować, ale można kilka godzin z rozrywki przenieść na edukację, na swój własny rozwój.

To może być bardzo zaskakujące. Akurat ja na telefonie mam grę w szachy. Taka partia może trwać np. pięć minut. Okazuje się, że w tej aplikacji spędziłem już ileś dni, co pokazuje, jak w takich małych odcinkach jesteśmy w stanie dużo tego czasu „stracić”. Skoro jest to liczone w dniach, to ile razy musiałem już w to zagrać? To ile czasu poświęcamy np. na Facebooka? Dużo tego czasu można odzyskać.

Dokładnie jest to to, co mówiłem na wstępie. Nam się wydaje, że nie mamy czasu, ale gdyby sprawdzić to Togglem czy inną aplikacją, ile czasu byliśmy na Facebooku, ile czasu byliśmy w grze czy na newsach, to nagle okazuje się, że są to rzeczy, z których da się zrezygnować. Nie zależy od tego nasz dochód czy nasze zdrowie. Wystarczy jakiś procent (nawet nie sto) zamienić na działalność edukacyjną.

Inny nawyk, który rekomenduję, to nauczenie się pracy w wysokiej koncentracji. Zanim siądziemy do pracy, powinniśmy przejść przez taki rytuał wprowadzający (po angielsku: pre-performance routine), podczas którego odcinamy się od rozpraszaczy, przygotowujemy się do intensywnego wysiłku, a następnie w danym bloku czasu zajmujemy się tylko jednym zadaniem, dopóki nie zostanie ono wykonane.

Pracując w taki sposób, wykorzystując np. technikę pomodoro, w dwadzieścia pięć minut skoncentrowanej pracy jesteśmy w stanie zrobić więcej niż podczas pracy rozproszonej, gdzie w międzyczasie zajrzymy sobie na maila, sprawdzimy Facebooka czy jakieś wiadomości na telefonie itd.

Jeśli nauczymy się pracować efektywniej i będziemy potrzebowali mniej czas na wykonanie swoich zadań, to siłą rzeczy zostanie nam go więcej na naukę, a także oddawanie się różnym przyjemnościom – i to w dodatku bez poczucia winy.

Dorzucę od siebie: sam tego wielokrotnie doświadczyłem – że kiedy jestem przedsiębiorcą, nie mam nad sobą szefa, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby o dziesiątej rano odpalić sobie jakąś grę i pograć. Tylko zawsze wtedy mam poczucie winy: co ja robię, przecież powinienem zajmować się pracą, a nie grać sobie w gry. Grać mogę wieczorem, gdy mam już znacznie mniej energii.

Kiedy nauczymy się pracować w sposób efektywny, możemy nawet czasem kończyć swoją pracę wcześniej, o godzinie czternastej czy piętnastej (gdy swoje już zrobiliśmy). Wtedy ta sama rozrywka daje nam większą przyjemność, bo znika poczucie winy związane z tym, że nie zajmujemy się rzeczami, którymi powinniśmy.

Jeśli myślimy o nauce ogólnie (nie tylko kodowania), to gorąco zachęcam do korzystania z treści audio: podcastów i audiobooków. Wtedy, ćwicząc na siłowni, idąc na spacer, zmywając naczynia, jadąc do biura czy do sklepu, możemy jednocześnie się uczyć i w ogóle nie potrzebujemy wygospodarowywać sobie dodatkowego czasu. Wystarczy, że prz okazji jednej czynności, którą i tak mieliśmy zaplanowaną, zakładamy na uszy słuchawki i słuchamy, co do powiedzenia mają eksperci w danym temacie.

Podejrzewam, że akurat kodowania trudno byłoby się uczyć tylko ze słuchu, ale jeśli chodzi o umiejętności językowe, psychologiczne – jak najbardziej można je w ten sposób szlifować.

 

Wypoczęci, odżywieni i nawodnieni lepiej się uczymy, ale jak wdrażać wymagające nawyki? Np. do regularnego biegania potrzeba większego zaangażowania niż do przyniesienia sobie szklanki wody.

Zamiast porywać się z motyką na słońce, lepiej zacząć od jak najprostszej wersji danego nawyku. Czyli zamiast stwierdzić, że od jutra codziennie przez siedem dni w tygodniu uczę się kodowania przez dwie godziny – co by było taką ekstremalną wersją tego nawyku, bardzo trudną – lepiej będzie zastosować odwrotne podejście. Stawiamy sobie za cel, żeby jutro (nie kiedyś tam, tylko jutro) pouczyć się kodowania przez minutę. Zaczynamy czytać lekcję czy oglądać wideo, i po jednej minucie mamy pełne prawo, żeby zrobić przerwę.

Oczywiście jeśli masz ochotę, możesz kontynuować naukę, ale już jedna minuta pozwala Ci na dzisiaj odhaczyć uczenie się. Po takich pięciu dniach jednominutowych lekcji podnosimy sobie delikatnie poprzeczkę, np. do pięciu minut. Jeśli znów przez kolejne pięć dni za każdym razem uda nam się uczyć kodowania przez pięć minut, to znów podnosimy sobie poprzeczkę od dziesięciu minut każdego dnia itd.

To jest moja sprawdzona recepta na wymagające nawyki.

Czyli znowu metoda małych kroków.

Zdecydowanie. Nawet jeśli bylibyśmy w stanie przez kilka dni usiąść i przez te dwie godziny się uczyć, to gdy tylko spadnie motywacja – z bycia na fali motywacyjnej spadniemy w dół motywacyjny – momentalnie większość osób odpuszcza.

Żeby zrobić naprawdę trudne zachowanie, motywacja jest niezbędna. Bez niej ani rusz. Ale żeby zrobić bardzo proste zachowanie, nie ma znaczenia, czy jesteśmy bardzo zmotywowani, czy nam się nie chce. To jest na tyle łatwe, że „no dobra, niech będzie, przy okazji to zrobię”. I to jest właśnie ta metoda małych kroków.

Zanim zmierzymy się z bardzo trudnym zadaniem, najpierw przetestujmy jego banalnie prostą wersję. Podnosimy sobie poprzeczkę w delikatny, niemal niezauważalny sposób. Nawet się nie zorientujesz, a wejdzie Ci to w krew. Bez wysiłku, bez takiego motywacyjnego nakręcania się zobaczysz, że się da.

 

A co w przypadku, gdy mamy odwrotną tendencję – brak problemów z motywacją, za to praca i nauka niemal ponad siły? Czy odpoczynek też może stać się nawykiem?

Zdecydowanie tak. Warto zadbać o regenerację i relaks po pracy. Jeśli brakuje Ci fizycznej energii, to na nic zda się motywacja czy mocne postanowienie nauki. Nawet jeśli przerobisz lekcję w tym stanie – resztką siły woli, która Ci dzisiaj została – to niemal nic z tego nie zapamiętasz. Mija się to tak naprawdę z celem.

Zwróćmy jednak uwagę na to, co rozumiemy przez odpoczynek. Bo jeśli na portalu streamingowym został właśnie udostępniony nowy sezon Twojego ulubionego serialu, to obejrzenie go za jednym posiedzeniem może nam się kojarzyć z odpoczynkiem – bo przecież nie pracujemy w tym czasie – jednak oglądanie np. Stranger Things do czwartej nad ranem z pewnością nie pomoże nam w pracy czy w nauce następnego dnia.

Jeszcze gorzej sprawa się ma w przypadku gier, które wymagają koncentracji, refleksu, szybkiego podejmowania decyzji. W serialach jesteśmy tylko pasywnym widzem, ale w grach my podejmujemy decyzje, więc jest to dla nas jeszcze bardziej obciążające. Tak że jeśli Twoim sposobem odreagowania stresów związanych z pracą jest czterogodzinna sesja w League of Legends, to Twoje ciało bynajmniej nie wypocznie. Po takiej grze będzie jeszcze bardziej wyeksploatowane, niż kiedy zaczęliśmy grać. Stąd taka potrzeba: by mądrze dobrać sposób, w który odpoczywamy.

Badania naukowe są tu jednoznaczne: ćwiczenia fizyczne, medytacja, zdrowy, długi sen to są najlepsze sposoby. Każda z tych aktywności z osobna doda nam energii, sprawi, że łatwiej nam będzie usiąść do nauki, a jak uda nam się zrobić combo wszystkich tych rzeczy, np. wieczorem pójdziemy na szybki spacer / na rower, położymy się spać wcześnie, a rano sobie jeszcze pomedytujemy, to tej energii będziemy mieć nieporównywalnie więcej do wszystkiego – w tym również do nauki kodowania.

Odpoczynek jest bardzo ważny i musimy o nim pamiętać. Często powtarzam, że jest on nawet ważniejszy niż sama praca, bo powoduje, że możemy chłonąć wiedzę jeszcze szybciej, więc nie musimy poświęcać temu tyle czasu. Bez sensu jest też uczyć się na siłę, bo to powoduje, że nic nie zapamiętujemy.

 

Czy wiedza o nawykach pozwala też walczyć z pokusami? Od nauki często odciągają nas różne rozpraszacze, np. leżący obok smartfon lub ochota na coś słodkiego.

Walka z pokusami to jednak trochę inna domena niż nawyki. To domena silnej woli, czy (bardziej fachowo mówiąc) samokontroli, gdzie powstrzymujemy się przed zrobieniem jakiejś rzeczy, która z jednej strony jest przyjemna, a z drugiej – długoterminowo niekoniecznie dla nas dobra.

To zupełnie inne pole niż nawyki. Wielką zaletą nawyków jest to, że możemy robić dobre dla nas rzeczy automatycznie bez potrzeby posługiwania się silną wolą. Możemy jednak w pośredni sposób użyć nawyków w walce z pokusami. Na przykład jeśli kusi Cię to, by spojrzeć na telefon, gdy się uczysz, to możesz wyrobić sobie taki nawyk: po tym, jak przygotowuję się do nauki programowania, np. wchodzę na jakąś stronę internetową, od razu zanoszę swój smartfon do drugiego pokoju i np. podłączam go do ładowania.

Wówczas czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Trzymanie telefonu na widoku i odpieranie siłą woli pokusy sięgnięcia po niego jest w mojej ocenie stratą energii.

Jeśli w skoncentrowaniu na nauce przeszkadza Ci z kolei ochota, by zjeść coś słodkiego (to jest Twoja pokusa), to po tym, jak ją poczujesz, możesz przygotować np. zdrowy posiłek, owoce, orzechy – pozwolą Ci one zaspokoić ten mały głód, który czujesz, poczuć słodki smak, na który miałeś ochotę, a jednocześnie nie będzie to tak niezdrowe, jak np. zjedzenie czekoladowego batonika.

Do pewnego stopnia więc nawyki mogą nam pomóc w zwalczaniu pokus.

 

Jaką książkę polecisz osobie, która chce nauczyć się rozwijać nawyki?

Takim międzynarodowym bestsellerem jeśli chodzi o nawyki jest książka Jamesa Cleara Atomowe nawyki. Bardzo polecam również prace B.J. Fogga, stanfordzkiego profesora, m.in. jego książkę Tiny Habits.

A dla pierwszego słuchacza, który po po tym odcinku zgłosi się do mnie na adres andrzej.bernardyn…com, przygotowałem niespodziankę w postaci mojej książki Przewodnik po krainie nawyków. Jest to bardzo praktyczny poradnik, który krok po kroku poprowadzi przez rozwijanie nawyków w Twoim życiu.

Ja też muszę zajrzeć do Twojej książki. Bardzo zmotywowała mnie też Twoja gra. Będę chyba musiał ją sobie zamówić i zobaczyć, jak wygląda.

 

Gdzie możemy Cię znaleźć w sieci?

Mam na tyle rzadkie nazwisko, że wpisując w Google „Andrzej Bernardyn” bez problemu znajdziecie kontakt do mnie i moje strony internetowe.

Jeśli jednak chcecie trafić bezpośrednio bez googlowania, to zachęcam do odwiedzenia strony landofhabits.com, gdzie znajdziecie mój podcast w języku angielskim oraz artykuły na blogu. A jeśli wolicie te same artykuły przeczytać po polsku, to zapraszam na polską stronę, czyli krainanawykow.pl/blog.

Zapraszamy do odwiedzenia wszystkich stron Andrzeja.

A Tobie, Andrzeju, chciałbym podziękować za tę rozmowę i dawkę wiedzy. Myślę, że wiele osób z tego skorzysta. Ja również będę chciał z tego skorzystać, bo nawyki to na pewno bardzo dobra rzecz.

Super, bardzo dziękuję Ci za możliwość pogadania o nawykach i mam nadzieję, że jeszcze do usłyszenia.

Do usłyszenia, dzięki.

 

***

Bonus – rozmowa o grze stworzonej przez Andrzeja: „Kraina nawyków” – nie został jeszcze spisany. Zapraszam do odsłuchania rozmowy na ten temat od minuty 45:49.

Polecana książka

Atomowe nawyki. Drobne zmiany, niezwykłe efekty
James Clear

Słuchaj także na:

Udostępnij ten artykuł:

Polecana książka

Atomowe nawyki. Drobne zmiany, niezwykłe efekty
James Clear

Mentoring to efektywna nauka pod okiem doświadczonej osoby, która:

  • przekazuje Ci swoją wiedzę i nadzoruje Twoje postępy w zdobywaniu umiejętności,
  • uczy Cię dobrych praktyk i wyłapuje złe nawyki,
  • wspiera Twój rozwój i zwiększa zaangażowanie w naukę.

Mam coś dla Ciebie!

W każdy piątek rozsyłam motywujący do nauki programowania newsletter!

Dodatkowo od razu otrzymasz ode mnie e-book o wartości 39 zł. To ponad 40 stron konkretów o nauce programowania i pracy w IT.

PS Zazwyczaj wysyłam 1-2 wiadomości na tydzień. Nikomu nie będę udostępniał Twojego adresu e-mail.